Po Nigerii i Korei – umiarkowany niepokój, który niewiele znaczy

Za nami kolejne dwa mecze towarzyskie reprezentacji Polski. Standardowo to dla trenera stanowią one najlepszy materiał i to on mógłby o nich najwięcej powiedzieć, tyle że nie chce. Zresztą nie ma mu się co dziwić. My możemy sobie pospekulować, co wiele nie przyniesie, ale takie nasze prawo.

Nigeria i Korea Południowa miały przygotować nas na mecze z podobnymi przeciwnikami na mundialu. Oczywiście niemożliwe jest, aby były to identyczne zespoły jak Senegal i Japonia. Ale do tej pory byliśmy mocno zamknięci na mecze z zespołami spoza naszego kontynentu (może przez granie meczów towarzyskich niemal wyłącznie u siebie?), a w czerwcu nie bardzo możemy pozwolić sobie na jakiekolwiek negatywne niespodzianki. Łącznie pięć meczów (licząc z Urugwajem, Meksykiem i w czerwcu z Chile) – może to niewiele, ale w okresie między eliminacjami a turniejem finałowym dużo więcej nie dało się zrobić. Myślę, że dobór rywali był na właściwie najlepszym poziomie z możliwych.

Siła rywali ewidentnie miała znaczenie, bo nie mieliśmy tak łatwo jak ze słabszymi przeciwnikami. Należy spodziewać się, że na mistrzostwach będzie jeszcze trudniej. Pod tym względem powinniśmy mieć za sobą wartościowe przetarcie. Można było przesadzić w drugą stronę, bo np. Rosja gra teraz z bardzo mocnymi drużynami i są wątpliwości, czy przygotuje ją to na mecze z Arabią Saudyjską czy z Egiptem. Granie z ogórkami, poza zbudowaniem pewności siebie, do niczego z kolei nie prowadzi. Dlatego dobrze, że w tegorocznym zestawie mamy poza Chile jeszcze mecz z Litwą i nic więcej.

Tym razem trochę odwrócono podejście do dwumeczu. Do tej pory trener Nawałka na pierwsze spotkanie wystawiał mocniejszy skład, a podczas drugiego decydował się na większą liczbę eksperymentów. Teraz prawdopodobnie chciał w obu meczach wybrać możliwie jak najmocniejsze zestawienie, ale uniemożliwiły mu to różne czynniki, głównie kontuzje. Ale to też ma swoje plusy – napiszę wprost, że nie może iść za dobrze. Lepiej, aby takie sytuacje przytrafiały się teraz, niż na samych mistrzostwach. A nawet jeśli w Rosji do tego dojdzie, to trener i tak ma już odpowiednie doświadczenie, jak sobie z tym radzić.

Wiele emocji wzbudza kwestia taktyki. Osobiście jestem zaskoczony, jak mocno szlifowane jest nowe ustawienie, chociaż można to widzieć również w ten sposób: będziemy bardziej nieprzewidywalni. Obecnie nie jestem w stanie powiedzieć, czy na pierwszy mecz z Senegalem wyjdziemy w nowym, czy starym ustawieniu, a prawdopodobnie nasi rywale również nie będą tego wiedzieć. Świetnie byłoby też, gdybyśmy byli w stanie zaskoczyć nowymi zawodnikami „znikąd”. Dla naszych rywali kimś takim mogą być Kurzawa, Frankowski czy Romanczuk, choć na tę chwilę nie jest pewne, czy na mundial w ogóle pojadą, nie mówiąc o grze na nim.

Kwestie personalne można rozwijać bardzo, bardzo długo. Teoretycznie (i praktycznie też) nasz stan kadrowy jest bardzo słaby. Mamy sporo alternatyw na bramce i na środkowe pozycje w polu – obrońców, pomocników i napastników (inną sprawą jest jakość niektórych z nich). Natomiast na skrzydłach praktycznie nie ma z kogo wybierać. Kombinowanie z taktyką i pozycjami poszczególnych zawodników (Jędrzejczyk zamiast Piszczka na wahadle) musi być związane właśnie z tymi brakami. Każdy gołym okiem widzi, że tam jest nasz najsłabszy punkt i pewnie tam będzie najmocniej atakować. Personalnie niewiele będzie się dało tutaj zrobić. Można liczyć na cud i ozdrowienie Błaszczykowskiego i Makuszewskiego po długotrwałych kontuzjach, ewentualnie na Kądziora, którego również trochę hamują urazy. Ale – co jest bardzo rozczarowujące – na bokach mamy sytuację dużo gorszą niż choćby dwa lata temu.

Nie jestem w stanie stwierdzić, czy ktoś w wyraźny sposób wykorzystał swoją szansę lub ją zmarnował. Nawet błąd skutkujący sprokurowaniem rzutu karnego nie musi być dyskwalifikujący, nawet jeśli jest niepokojący. Wątpliwości i tak będziemy mieć przy zawodnikach drugiego, a nawet trzeciego szeregu. To, czy Białkowski, Kamiński, Frankowski, Romanczuk, Teodorczyk lub ktoś inny znajdzie się w kadrze na mundial, będzie miało znaczenie dopiero wtedy, gdy rozegramy na nim sporo meczów i będzie większe ryzyko, że wypadnie ktoś z pierwszej jedenastki. Na razie niewielu widzę pewniaków do roli rezerwowych: takich, którzy będą mogli wejść w trudnym momencie i nie spękają. Tego brakowało nam na Euro we Francji, teraz wcale nie mam bardziej optymistycznych myśli na ten temat.

Po Nigerii było sporo uwag na temat tego, że nie strzelamy goli, i co dziwniejsze – że to przez nowe ustawienie. Osobiście nie widzę związku pomiędzy nieskutecznością Lewandowskiego a ustawieniem z trzema obrońcami, ale ok. Ja po tym meczu, mimo wyniku, byłem stosunkowo zadowolony – nie pozwoliliśmy naszym rywalom na rozwinięcie skrzydeł, w zasadzie ich jedyny groźny atak skończył się golem. W konstruowaniu akcji były pewne braki, ale my w ataku pozycyjnym mamy je od dawna. Druga połowa pod tym względem, jak na nasze warunki, wyglądała całkiem przyzwoicie. Panowało również ogólne zadowolenie ze stałych fragmentów – poniekąd zrozumiałe, bo było po nich jakieś zagrożenie… ale no właśnie, głównie jakieś. Bywały trzy rzuty rożne następujące bezpośrednio po sobie, ale nic z tego nie wynikało. Na uwagę zasługuje głównie sytuacja, w której piłka została wybita z bramki, a może jeszcze z linii, a także ta, gdzie Jędrzejczyk w niezrozumiały sposób uderzył piłką mocno w ziemię, przez co nie trafił do bramki. Wiadomo, że trener Nawałka przykłada dużą wagę do stałych fragmentów, ale można odnieść wrażenie, że tutaj dopiero możemy stać się naprawdę mocni i zyskać w ten sposób całkiem spory atut.

Mecz z Koreą bardzo przypominał mi niektóre spotkania z ostatnich eliminacji. Również w domowych meczach z Danią, Armenią czy Czarnogórą graliśmy świetne pierwsze połowy, ale w drugich cofaliśmy się i kończyło się to nerwówką z happy endem. Chciałbym wierzyć, że jest to część większego planu, ale jestem świadomy, że wydarzeniami boiskowymi w dużej części rządzi przypadek. Choć wygranie tych wszystkich meczów ostatecznie jest w dużej mierze naszą zasługą, to roli szczęścia nie można tutaj przeceniać. Osobiście miałem nadzieję, że uda się to wyeliminować, bo tak naprawdę można sięgnąć pamięcią nawet do 2015 roku, żeby odnaleźć podobnie rozegrane przez nas mecze. Póki co to jest skuteczne, dorobek z pierwszych połów często mimo wszystko wystarcza do zwycięstw. Chciałbym jednak, aby wreszcie i drugie części meczów wyglądały choćby przyzwoicie. Na pewno wpływ na to ma wspomniany problem z rezerwowymi, a wczoraj z pewnością duża liczba zmian nie pomogła, a tylko wprowadziła więcej chaosu.

Jeżeli mamy na czymś opierać swój optymizm, to niekoniecznie muszą być to pojedyncze gwiazdy, takie jak Lewandowski. Po wielu zawodnikach widać, że w reprezentacji osiągają dużo wyższy poziom niż w klubach. Prawdopodobnie bierze się to z psychiki i motywacji, tutaj trener Nawałka okazuje wielkie wsparcie i zaufanie zawodnikom powoływanym od dłuższego czasu, nawet jeśli wydaje się, że na to nie zasługują. W przeszłości nieraz było tak, że nasi kadrowicze mieli problemy z grą w klubach i reprezentacja stanowiła dla nich odskocznię od codziennych kłopotów. Potem trochę się to zmieniło, w 2016 roku sporo zawodników grało regularnie w klubach i wręcz niektórzy mieli prawo być przemęczeni na turnieju we Francji. Teraz wracamy trochę do starszych czasów, na papierze mamy słabszy skład, poszczególni zawodnicy znajdują się w gorszej formie. Ale na mecze w kadrze to się nie bardzo przekłada. Z kolei na mundialu motywacja powinna być na jeszcze wyższym poziomie. Wielu zawodników zbliża się już do trzydziestki i nie jest wykluczone, że to dla nich ostatnie mistrzostwa świata w karierze. Nie mam wątpliwości, że będą starali się tam pokazać z jeszcze lepszej strony niż teraz. Jednocześnie są na tyle doświadczeni, że nie powinni się za bardzo podpalić. Przynajmniej w teorii tak to powinno wyglądać.

Na koniec słowo o naszych przeciwnikach. Z zadowoleniem odkryłem, że jest parę osób, które dobrze orientują się w realiach Senegalu, Kolumbii i Japonii. Większość z nas jednak tak naprawdę tych zespołów nie zna. Po grudniowym losowaniu niewiele można było na ich temat powiedzieć. Teraz jest dużo materiałów, zwłaszcza w sieci, z których można się sporo dowiedzieć. Tu wnioski może nie są jakieś bardzo optymistyczne, zdecydowanie nie możemy popełnić błędu w postaci lekceważenia tych zespołów. W 2002 i 2006, czy na Euro u nas w 2012 podejście było zupełnie inne i poziom rozczarowania znalazł się poza skalą. Jednak w dalszym ciągu nie do końca przybliża nas to do stwierdzenia czy nawet uzasadnionego typowania, kto jakie wyniki w tej grupie osiągnie. Chyba aż do samych mistrzostw pozostanie to wielką niewiadomą. Można to uznawać za frazes, ale tu naprawdę wszystko jest możliwe i do każdego trzeba podejść z respektem. Teraz te zespoły niby nie imponują formą, ale tak jak w naszym przypadku – te marcowe mecze dla odbiorcy zewnętrznego niewiele mówią. No jest to trochę irytujące – możemy rozpisywać się o tym, co widzimy, ale tak naprawdę za trzy miesiące może to wyglądać zupełnie inaczej.

Udostępnij:

Jeden komentarz

  1. Polacy są najmocniejsi wtedy, kiedy nikt na nich nie stawia. Zapewne na mistrzostwach też tak będzie, dlatego podchodzę ze spokojem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *