W czwartek, 9 listopada, odbędzie się 4. kolejka fazy grupowej Ligi Europy i Ligi Konferencji Europy z udziałem dwóch polskich klubów. Poniżej zapowiedź tych spotkań i podsumowanie, co działo się w ostatnich kilku dniach.
Legia Warszawa – Zrinjski Mostar
Przed Legią kolejny mecz fazy grupowej w roli faworyta. Dwa tygodnie temu wywiązała się z niej zwycięsko, ale Zrinjski potwierdził, że potrafi zniwelować różnicę i w Mostarze trzeba było mocno się napracować.
Jutro prawdopodobnie nie będzie dużo łatwiej, zwłaszcza że ostatnio własny stadion nie pomaga Legii aż tak jak wcześniej. W europejskich pucharach porażka przytrafiła się na Łazienkowskiej już trzy miesiące temu z Austrią Wiedeń (1:2), ale po niej nastąpił remis z Midtjylland (1:1) i rzuty karne dające awans do fazy grupowej, a w niej efektowne zwycięstwo z Aston Villą (3:2).
Legia nie może jeszcze zapewnić sobie awansu po czwartej kolejce. Niezależnie od wyniku ze Zrinjskim będzie jednak miała wszystko w swoich rękach w dwóch ostatnich meczach.
Legia
W poprzednim tygodniu wróciła do wygrywania, dwukrotnie zachowując nawet czyste konto. Mecz pucharowy z GKS-em Tychy (3:0) okazał się dla niej dużo łatwiejszy niż przewidywano. W lidze po raz pierwszy od dość dawna trener Kosta Runjaić nie dokonał żadnej zmiany w wyjściowym składzie. Wyjazdowe spotkanie z Radomiakiem (1:0) nie było w jej wykonaniu wybitne, zwłaszcza w drugiej połowie, ale liczyło się tylko przerwanie passy porażek. Prawdopodobnie lepiej było się cofnąć, nawet jeżeli bronienie nie było idealne, niż ponownie zagrać bardzo wysoko ustawioną linią obrony i dawać się zaskakiwać pojedynczymi zrywami przeciwników.
Te dwa mecze sprawiły, że Legia nie popadła w jeszcze głębszy kryzys, ale nie oznaczają, że już wyszła z tego dotychczasowego. Starcia ze Zrinjskim i Lechem mogą w dużej mierze wpłynąć na to, jak potoczy się dalsza część sezonu. Pierwszy może znacząco zwiększyć szanse na wyjście z grupy, a drugi może pozwolić na utrzymanie kontaktu z czołówką w lidze.
W zespole nie ma nowych kontuzji, brakuje tylko tych, którzy są niedostępni od dłuższego czasu. Nikt nie pauzuje za kartki, a zagrożeni jednym meczem absencji są Yuri Ribeiro i Patryk Kun. Tym razem prawdopodobnie zobaczymy kilka zmian w składzie. Nie wiadomo, czy znowu nie zostanie wymieszana obrona, na lewym wahadle jest teraz wyraźniejsza rywalizacja między Gilem Diasem a Patrykiem Kunem, zaś w pucharach przepis o młodzieżowcu nie ogranicza wyboru w bramce do Kacpra Tobiasza. Trener potwierdził w rozmowie z TVP Sport, że zagra Dominik Hładun.
Zrinjski
Mistrzowie Bośni i Hercegowiny przylecieli do Warszawy po odrobieniu kolejnych zaległości. Tydzień temu rozegrali mecz krajowego pucharu, w którym rozbili Čelik Zenica 6:0. Wystąpili wtedy w mocno zmienionym składzie.
Ten mecz, jak i te ligowe, prawdopodobnie nie podpowiedzą nam wiele o obecnej formie Zrinjskiego, jako że w pucharach ten zespół wygląda nieco inaczej. Bezpośrednio po meczu z Legią tylko zremisowali 2:2 z NK Posušje, zespołem, który z jakiegoś powodu nie leży im w tym sezonie, choć teoretycznie jest dużo niżej notowany. W ostatniej kolejce przeciwko FK Tuzla City zanotowali domowe zwycięstwo 3:1, ale też nie przyszło im ono łatwo. Przez pierwsze pół godziny to goście przeważali i Zrinjski miał nieco szczęścia, że wtedy nie przegrywał. Wyszedł na prowadzenie po rzucie karnym, a w drugiej połowie zrobili użytek ze swojego atutu – podań za linię obrony, które funkcjonują u nich zarówno ze stałych fragmentów, jak i z otwartej gry.
Ze Zrinjskim pożegnał się Zvonimir Kožulj. Już w zeszłym tygodniu były plotki o tym, że nie podoba mu się mała ilość czasu gry. Po ostatnim meczu jego odejście potwierdził Krunoslav Rendulić. Kožulj miał też wcześniej problemy z kontuzjami i wydawało się, że to jest główny powód jego nieobecności lub przesiadywania meczów na ławce. Być może istnieje pewien problem pozasportowy, skoro z kolejnego klubu odchodzi w środku rundy. W odróżnieniu od pobytu w Sandecji, zdążył jednak w Zrinjskim odegrać swoją rolę (przeciwko AZ) i z tego z pewnością będzie zapamiętany.
Sporting CP – Raków Częstochowa
To prawdopodobnie najtrudniejszy mecz, jaki czeka Raków w fazie grupowej. W odróżnieniu od meczu z Atalantą ma już jednak przetarcie i trochę więcej doświadczenia na tym poziomie. W pierwszej kolejce zarówno przebieg, jak i końcowy wynik był kiepski. Mecz ze Sportingiem w Sosnowcu potoczył się zaś zupełnie nieoczekiwanie i potwierdził, że trzeba być przygotowanym na wszystko. Początek spotkania z czerwoną kartką dla Viktora Gyökeresa i kontuzją Zorana Arsenicia zaskoczył Raków tak, że były problemy z przeprowadzeniem zmiany zawodnika, a także z korektą planu na mecz, który bardzo szybko przestał być aktualny.
Teoretycznie porażka w Lizbonie jest wkalkulowana i każdy inny wynik będzie bardzo zaskakujący. Trudno jednak takie mecze odpuszczać czy jechać jak na ścięcie. Kluczowy pozostaje wyjazd do Austrii, ale nawet pod kątem podbudowania pewności siebie czy zdobycia ponadprogramowych punktów mecz ze Sportingiem może być istotny.
Raków nie straci szans na trzecie miejsce, nawet jeśli przegra. W takiej sytuacji nie mógłby już jednak zająć miejsca w pierwszej dwójce. W potencjalnych trzyzespołowych tabelach meczów bezpośrednich (ze Sportingiem i Sturmem lub Atalantą i Sturmem) nie byłby pierwszy. Wszystko to w kontekście ewentualnego drugiego miejsca w ogólnej tabeli, ponieważ pierwsze zostałoby wtedy zajęte przez Atalantę lub Sporting. Ewentualna niespodzianka w Lizbonie sprawiłaby, że Raków nie straciłby szans na drugie miejsce (pierwsze zależałoby od wyniku meczu Atalanta – Sturm).
Sporting
Wyniki na to nie wskazują, ale wydaje się, że Sporting dotyka to samo, co inne zespoły, w tym polskie, ale też Sturm czy AZ – trochę wyhamowuje. Pojawiła się szersza rotacja, związana m.in. z tym, że rozpoczęły się kolejne rozgrywki krajowe – Puchar Ligi.
Cztery dni po wizycie w Sosnowcu Sporting pokonał Boavistę 2:0 i to był ich dobry występ. Zmiennicy w pucharze przeciwko Farense (4:2) też spisali się w porządku, choć głównym bohaterem był Gyökeres – autor hat-tricka. Problemy pojawiły się z Estrelą Amadora (3:2). Mimo że Sporting jak zwykle miał przewagę i dał sobie radę z tym, że nie bywał wpuszczany w pole karne (gol na 1:0 z dystansu), to dostał też ostrzeżenie, które chyba zlekceważył. Zawodnicy Estreli rzadko pojawiali się pod bramką Sportingu, ale raz sam na sam musiał bronić Antonio Adán, a w drugiej połowie był już rzut karny po zagraniu ręką, a także gol dający prowadzenie gościom przy nieprzygotowanym ustawieniu obrony i bramkarza Sportingu. Zawodnicy Rúbena Amorima dopiero wtedy mocno wzięli się do pracy, pomogły też zmiany, choć najwięcej w swojej postawie zmienił Marcus Edwards, tworząc przewagę swoimi rajdami z piłką. Takie braki koncentracji, które potem trzeba nadrabiać, zdarzały im się już wcześniej, ale nie spodziewałem się aż takich problemów z utratą kontroli nad meczem i potem wysiłku, żeby ją odzyskać.
Można do tego jeszcze dodać, że Sporting gra w niedzielę derby z Benficą. To będzie dla nich poważny sprawdzian i do końca nie wiadomo, jak podejdą do meczu Ligi Europy. W Sosnowcu Amorim zaskoczył wystawieniem w bramce Franco Israela, ale tym razem zapowiedział, że zagra Adán. Kontuzjowany jest Geny Catamo, ale z zespołem trenuje kilku młodych zawodników i jeden z nich może dostać szansę. To 16-letni Geovany Quenda, typ bardzo szybkiego skrzydłowego, z dobrą kontrolą nad piłką, potrafiący zarówno odnaleźć się na małej przestrzeni, jak i szukać wolnego pola. Mecz z Rakowem może być odpowiednią okazją do debiutu. W środku pola zabraknie Hidemasy Mority. Jego naturalnym zastępcą jest Daniel Bragança, choć w bardziej ofensywnym wariancie (odrabianie strat z Estrelą) może tam zagrać Pedro Gonçalves. Za czerwoną kartkę z poprzedniej kolejki pauzuje Gyökeres, można spekulować, że zastąpi go Paulinho.
Raków
Podobnie jak Legia, wygrał dwa ostatnie mecze bez straty gola. Najpierw potrzebował dogrywki z ŁKS-em w Pucharze Polski (2:0), ale z tym zespołem zawsze jest mu ciężko, teraz przynajmniej zaczął przeciwko niemu punktować czy osiągać awanse. Mecz z Zagłębiem Lubin w lidze (5:0) to demolka, słusznie wskazywana jest niedopuszczalna postawa Zagłębia, ale być może takiego meczu Raków potrzebował. W większości meczów pod wodzą Dawida Szwargi jest być może aż nadto ostrożny, nawet w lidze nie zawsze chce dominować. Tutaj przez ponad godzinę gry nie odpuszczał i wreszcie zagrał z większym polotem.
W meczu ze Sportingiem kluczowe będzie wykorzystanie momentów dekoncentracji rywala. Trzeba będzie się przestawić na przeciwnika, który nie będzie dawał wiele takich szans, ale mogą się one pojawić i jeśli tylko dobrze się to rozegra, można dojść do znakomitych okazji, mniej więcej takich, jakie miała Estrela. W Lizbonie piłka będzie chodzić, warunki do gry będą zupełnie inne niż te w Sosnowcu, więc trzeba się spodziewać, że Sporting będzie chciał pokazać swoją wyższość piłkarską. W meczu trzeciej kolejki nie musiał tego robić, a gdyby chciał, miałby utrudnione zadanie przez stan murawy.
W porównaniu z trzecią kolejką zabraknie Zorana Arsenicia, który i tak ma wrócić szybciej niż przypuszczano. Dodatkowe możliwości mogą dać Adnan Kovačević i Deian Sorescu, którzy polecieli z zespołem do Lizbony. W ataku wciąż nie będzie można skorzystać z Łukasza Zwolińskiego. Dawid Drachal nie jest zgłoszony, więc z młodych zawodników największe szanse na występ ma Patryk Malamis (lista B). Nikt nie pauzuje za kartki ani nie jest zagrożony w przypadku napomnienia.
Inne mecze
Pod kątem rankingowym możemy patrzeć głównie na siebie, jako że w rankingu krajowym różnice wokół 20. miejsca są obecnie duże, nie do odrobienia w jeden tydzień, a w klubowym Legia może wyprzedzać niegrające zespoły. Przed Rakowem dłuższa droga, wymagająca co najmniej zwycięstwa i remisu lub trzech remisów, aby kogoś wyprzedzić.
Zespoły greckie mają w tym tygodniu rewanże z trudnymi rywalami: Panathinaikos z Rennes, Olympiakos z West Hamem (oba na wyjeździe), a AEK u siebie z Marsylią. Zdecydowanym faworytem (przynajmniej w moim odczuciu) będzie PAOK przeciwko Aberdeen. W skrajnym przypadku Grecja może w tym tygodniu awansować z 19. na 17. miejsce, ale możliwe, że wyprzedzi przynajmniej Izrael, co sprawiłoby, że to ten kraj znajdowałby się bezpośrednio nad nami.
Zoria Ługańsk – Maccabi Tel Awiw
Ten mecz, ale i cała grupowa rywalizacja Zorii z Maccabi może określić, czy będziemy w stanie jeszcze kogoś wyprzedzić w tym sezonie. Po zwycięstwie Szachtara z Barceloną mistrz Ukrainy jest bardzo blisko gry na wiosnę w pucharach. Ktoś z pary Zoria – Maccabi prawdopodobnie też to sobie zapewni, więc albo będziemy mieć Ukrainę z dwoma klubami na wiosnę (a co za tym idzie z bonusowymi punktami, przynajmniej od Zorii), albo Ukrainę i Izrael po jednym. W grze jest także Maccabi Hajfa w LE, choć na papierze ma trudniej w grupie z Panathinaikosem, Rennes i Villarrealem.
Kluby izraelskie wracają do gry po przerwie w trzeciej kolejce, a swoje zaległości będą nadrabiać pod koniec listopada i na początku grudnia. Różnica punktowa wciąż jest bardzo duża (obecnie wynosi 2,75 punktu), więc nie zanosi się na kolejny nasz awans. W zeszłym sezonie udało się jednak odrobić niewiele mniejszą stratę do 24. miejsca, mając jeden klub w grze. Matematyka wciąż jeszcze pozwala patrzeć na wyższe miejsca, zwłaszcza jeżeli oba nasze kluby będą grać dalej wiosną.
Viktoria Pilzno – Dinamo Zagrzeb
Dinamo to zespół, co do którego najbardziej się pomyliłem w tym sezonie. Spodziewałem się, że radziłoby sobie wszędzie, niezależnie od rozgrywek, a tu dwa odpadnięcia w eliminacjach i dwie porażki w teoretycznie mało wymagającej grupie. Po sprzedaży kilku czołowych zawodników wszystko siadło i wrócili trochę do czasów, kiedy nawet w dawnej LE byli dostarczycielem punktów. Wciąż jednak drugie miejsce w grupie jest w zasięgu i raczej nie mecz w Pilznie, a te przeciwko Ballkani i Astanie będą mieć największą wagę.
Z kolei Viktoria jest na fali, oprócz kompletu punktów w grupie LKE wygrała także ostatnio ze Slavią w lidze. Trudno sobie wyobrazić, aby nie miała wyprzedzić Lecha w rankingu klubowym (dwa punkty różnicy). To może wpłynąć na rozstawienie w przyszłym sezonie, na przykład w II rundzie eliminacji LM. Także Sparta Praga może wyprzedzić Lecha, choć pewnie nie tak szybko. W każdym razie rywalizacja z Czechami w rankingu krajowym jest obecnie poza zasięgiem, a w klubowym bardzo trudna, biorąc pod uwagę, że jest jeszcze wysoko notowana Slavia.
Podsumowanie
Jak zwykle lepiej nie dopisywać punktów zawczasu, ale nie da się uciec od tego, że Legia jest faworytem ze Zrinjskim i oczekuje się od niej zwycięstwa w tym meczu. Gorszy wynik niczego nie przekreśli, ale z pewnością skomplikowałby sytuację. Raków zaś nie ma nic do stracenia. W Portugalii będzie bardzo trudno, ale trzeba być przygotowanym, że los może dać szansę na sprawienie niespodzianki. Ostatnio Raków nie do końca to wykorzystał, ale może wreszcie uwierzy, że jest w stanie nawiązać walkę. Jest lekka poprawa, a faza grupowa już mija półmetek, więc okazji do punktowania może już nie być dużo i każdą z nich trzeba spróbować wykorzystać.
Cieszy, że znów kolejka z punktami - oby nie ostatnia. ;)
Jakby zaraz po losowaniu ktoś tu napisał, że nasze kluby w grupie łącznie zgromadzą 1.75 pkt do krajowego to pewnie większość z nas przyjęłaby to bez narzekania, jako dorobek odpowiadający pozycji naszych klubów w porównaniu z rywalami.
A przecież nadal jest szansa nie tylko na punkty w pozostałych 4 meczach, ale teoretycznie również nawet 2 ekipy na wiosnę (choć w przypadku Rakowa to oczywiście mało realne). I choć niewątpliwie jest to postęp w wykonaniu naszych to jednak w międzyczasie zmienił się nam punkt odniesienia (już nie porównujemy się z krajami z 3-cień dziesiątki, ale miejscami 10-15.
A żeby myśleć tu o czymś więcej to już konieczne są albo dwie solidnie punktujące ekipy albo rajd taki jak Lecha, żeby zwyczajnie nie odstawać od towarzystwa w okolicach 15. miejsca.
Swoją drogą ciekawie ułożyły się wyniki Rakowa i Kopenhagi po ich dwumeczu - utwierdza mnie to w przekonaniu, że wyniki tamtego dwumeczu były efektem nastawienia Duńczyków, którym dwumecz się bardzo szybko dobrze ułożył i później nie zostali zmuszeni, żeby pokazać pełnię możliwości.
Po meczach LM ranking UEFA 20/21-24/25 wyglada tak (CL/EL/ECL, Total):
10. Czechy 25.8 (0/2/1 4)
11. Austria 25.2 (1/2/0 5)
12. Szwajcaria 24.375 (1/1/1 5)
13. Norwegia 24.125 (0/1/1 4)
14. Izrael 24.0 (0/1/1 4)
15. Dania 23.575 (1/0/1 4)
16. Szkocja 22.9 (1/1/1 5)
17. Serbia 21.775 (1/1/1 5)
18. Polska 21.5 (0/1/1 4)
19. Grecja 21.225 (0/3/1 5)
Jak widac, jest dosc plasko. Roznica miedzy federacjami z miejsca 10 i 19 to zaledwie 4.575 punktu roznicy. Dla porownania, roznica miedzy miejscem 9 i 10 to 4.55 punkta roznicy!
Jesli polskie kluby dobrze popunktuja w ostatnich trzech kolejkach i co najmniej jeden zagra fajnie wiosna, to w kolejnym sezonie realnie bedziemy walczyc o miejsca 10-15.
Wszystko w głowach prezesów naszych czołowych klubów. Idziemy w przyszłym sezonie na całość albo marnujemy wielką szansę na awans w hierarchii piłkarskiej.